niedziela, 18 lipca 2010

IV Medytacja na XVI Niedzielę Zwykłą

Wprowadzenie: Fragment z Pisma św. może być pomocą do osobistej modlitwy (ok. 15 min). Zaczynamy znakiem krzyża i przeczytaniem czytania, w razie potrzeby inspirując się refleksją, która jest pierwszym komentarzem do tego posta. Kończymy rozmową z Bogiem o tym, co mi ten tekst mówi oraz modlitwą Ojcze nasz.

Zapraszam do podzielenia się Twoją refleksją i dopisania kolejnego komentarza.

(Łk 10,38-42): Jezus przyszedł do jednej wsi. Tam pewna niewiasta, imieniem Marta, przyjęła Go do swego domu. Miała ona siostrę, imieniem Maria, która siadła u nóg Pana i przysłuchiwała się Jego mowie. Natomiast Marta uwijała się koło rozmaitych posług. Przystąpiła więc do Niego i rzekła: Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła. A Pan jej odpowiedział: Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona.

2 komentarze:

  1. (Łk 10,38-42): „Natomiast Marta uwijała się koło rozmaitych posług. Przystąpiła więc do Niego i rzekła: Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła.” Nieraz jest w nas wiele pretensji do innych osób, szczególnie do tych najbliższych. Uważamy, że coś powinny, albo że czegoś nie powinny; mamy im za złe pewne zachowania, słowa, czyny. Ale być może jest to tak naprawdę tylko konsekwencja szeregu podstawowych zaniedbań. Często bowiem brakuje zaangażowania w kształtowanie wspólnej wizji świata, brakuje ustalenia wspólnego systemu wartości, jest wiele zaniedbań związanych z uczeniem się rozmawiania o tym, jak rozumiemy pojęcia i ideały, które sprawy są ważniejsze, a które mniej ważne. Właśnie brak dialogu i porozumienia co do szeregu ogólnych choć podstawowych spraw łatwo przekłada się na wiele konkretnych pretensji, nieporozumień, raniących słów i zachowań. Gdyby Marta i Maria więcej ze sobą rozmawiały o tym, co/kto jest dla nich najważniejszy i jak wyrażać hierarchię ważnych dla nich wartości, zapewne uniknęłyby niepotrzebnych, raniących pretensji.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z tą refleksją w całej rozciągłości. Swym wpisem, chciałbym tylko jedną rzecz uwypuklić. Tak, możność rozmawiania o tym, co dla nas ważne, co nami kieruje, do czego dążymy, co jest naszymi celami - jest warunkiem podstawowym, do tego by dobrze kształtowały się relacje. Jeżeli nie wiemy gdzie chcemy dotrzeć, nigdzie nie dotrzemy. W tym wszystkim jeden aspekt jest dla mnie niezmiernie istotny, mianowicie budowanie tego sytemu wartości, tej wewnętrznej busoli, pokazujący tą naszą wewnętrzną północ.
    Jestem ojcem, który nie wie jak nim do końca być. Nie chce tu epatować, dramatycznymi historiami, stąd stwierdzę, że ma rodzina pochodzenia nie należała do miłych. Ale nie te różne razy są teraz dla mnie trudne. To, co jest w tej chwili najgorsze, to konfrontacja, że nie odstałem w tym domu najważniejszej rzeczy, tej właśnie wewnętrznej orientacji. Jak teraz myślę, to wszystko zło, w które się wpakowałem, czy też uczyniłem tu ma właśnie korzenie.
    Wiem, że nie odkrywam ameryki, ale dla mnie to ważne odkrycie – wychowanie. Jak niezmiernie ważne jest by to budowanie tej wewnętrznej orientacji odbywało się w domu, jak to rozmawianie o tym, co dla nas ważne wiele rzeczy ułatwia, czy też w ogóle umożliwia.
    W sumie dość późno się z tym konfrontuje, bo już w sumie to jestem ojcem do 8 lat, a dopiero teraz stało się dla mnie jasne me zagubienie w tym jak być ojcem. Nie tak, że stały się jakieś rzeczy złe, ale powiem, że w sferze budowania tej wewnętrznej orientacji w mych dzieciach, było dość letnio – a po prawdzie jest to fatalna refleksja.
    I już odnosząc się do tego fragmentu Pisma Świętego. Działać można, jakoś się dzieje, życie się toczy itd. … Ale jeżeli to działanie nie ma kierunku, to i nie ma sensu. Niby byłem chrześcijaninem, niby działem – uczęszczałem, obchodziłem, odprawiałem, ale kurcze nie bardzo wiedząc – po co?. Kiedy wreszcie zamilkłem, przestałem gonić i działać, a zacząłem słuchać, coś się zaczęło zmieniać. Z pewnym wstydem muszę przyznać, że w sumie to nigdy nie czytałem Pisma Świętego, nie słuchałem Jezusa – działałem… Aż przyszła konfrontacja, że kurde jestem malutki i w tym swym działaniu mały.
    Chcę wiec słuchać (Maria), by wiedzieć jak działać (Marta).
    Grzegorz

    OdpowiedzUsuń